Czasami pod moimi tekstami pojawiają się komentarze. Są one bardzo różne, nierzadko krytyczne. Nie roszczę sobie prawa do posiadania jedynie słusznych poglądów, więc z zainteresowaniem wszystkie czytam.
Zaciekawiła mnie jednak pewna prawidłowość. Wielu spośród tych, którzy wypowiadają się krytycznie, nie odnoszą się w swoich wypowiedziach do treści, które poruszam, ale oceniają moją postawę, przekonania czy wręcz wiarę. Czyli mogę np. przeczytać, że się pogubiłem, że jestem oderwany od rzeczywistości “zwykłego człowieka” itd.
Nie wiem czy to przypadłość tylko naszej polskiej rzeczywistości czy też ma ona charakter globalny. Wiem natomiast, że tego typu dyskusja jest raczej zamykająca i nie rozwija poruszanego tematu, nie inspiruje. Owszem, zawsze można odpowiadać argumentami ad personam, ale co to daje?
Na szczęście spotykam ludzi, którzy potrafią dyskutować i wypowiadać swoje poglądy. Nie zawsze je podzielam, ale w rozmowie można się różnić. Nigdy nie padają argumenty oceniające rozmówcę, ale przytaczane są coraz to nowe argumenty w obronie swojego zadnia. Takie dyskusje są dla mnie inspirujące. Pobudzają do myślenia i przemyślenia własnych poglądów i ewentualnej ich korekty lub ugruntowania.
Zachęcam więc do rozmowy, do dyskusji, do wymieniania poglądów, do twórczego spierania się, ale szkoda czasu na ocenianie i obrażanie innych. Jeżeli się z kimś nie zgadzamy, mówmy o tym dlaczego, próbujmy używać argumentów a przede wszystkim starajmy się ciągle poszerzać swoje horyzonty.
Gdy ktoś odnosi się do mojej wiary, przypominają mi się słowa apostoła Pawła z Listu do Rzymian 14:4 – “Kimże ty jesteś, że osądzasz cudzego sługę? Czy stoi, czy pada, do pana swego należy; ostoi się jednak, bo Pan ma moc podtrzymać go.”
Za mało słońca!
Jesteśmy narodem, który nadmiernie krytykuje i narzeka.. Aczkolwiek jestem przekonana, że to nie taka podła w ludziach natura tylko brak witamin, który czyni z nas marudy 😀
A prawda jest taka, że często ludzie czują się bezwartościowi. W internecie próbują sobie tę wartość nadać, żeby ich zdanie w końcu miało jakieś znaczenie.. Wartość. Ale czy warto? Kochajmy nawet tych krytykujących..
Teraz dopiero ten blog nabiera sensu. Wypowiadający się przebijają osłaniający ich pancerz konwenansów i obiegowych formuł. To wpłynie na poczytność blogu z wszystkimi pozytywnymi skutkami.
Uwaga do p. Dariusza Handzel: Nie chodzi o obawę przed liberalizmem, tylko – z mojej strony – obawę przed małą fachowością w kwestii znajomości kultur i natury człowieka oraz polityczną naiwnością (albo złą wolą). Człowiek urażony w swoich wysokich ambicjach i pokonany, jak w kulturowym wymiarze Arabowie, w religijnym – Muzułamanie, staje się wyjątkowo przebiegły. Co innego mówi, co innego robi. Doskonale wyczuwa słabości przeciwnika, w wypadku wyznawców Proroka – “otłuszczenie” wysokim standardem życia w szczególności rządzących elit europejskich, co wpływa na lekceważenie roli religii i zastępowanie jej podkradzioną chrześcijanom zasadą “miłości bliżnich”, przerobioną w “oświeceniowy” humanizm. Ponieważ w stosunkach międzynarodowych bardziej liczy się wiara w swój system czy wartości, niż rozum, Muzułmanie są w lepszej pozycji niż ledwo religijni (albo w ogóle) humaniści. Na ile głębiej wierzącymi są Muzułmanie niż post-chrześcijanie, na tyle lepiej są motywowani do zwycięstwa każdą możliwą metodą. Kiedy więc słyszy się o zaletach multikulturowego społeczeństwa, o konieczności pomocy uciśnionym najeżdżcom, a z drugiej strony widzi, jak owi nieszczęśliwi, potrzebujący pomocy ludzie dyktują warunki pomocy – chce się pytać, jaki odrzut intelektualny rządzi Europą. Świat arabski ma dość terenów, by u siebie rozlokować “emigrantów”. (Sam sułtanat Brunei jest w stanie urządzić całą “kwotę”, jaką Unia chciałaby nam wcisnąć.) Jakimi przywódcami i pasterzami są ci, którzy albo nie widzą istoty problemu, albo w jakimś obłędnym interesie oferują rządzonym samounicestwienie?… Największy pożytek z najazdu na Europę to uświadomienie, jak ważnym motorem dziejów są religie, i jak niebezpieczne jest wyrzekanie się własnej religii, albo jej filozoficzne stępianie.
Uwaga do ks. Dębskiego: Prawda nie leży pośrodku, jest co najwyżej sumą obu skrajnych prawd. Zbliżając się do środka, przestaje być prawdą z dwóch powodów: 1. Rezygnuje z części racji, które o niej stanowią; 2. Przyjmuje część racji, które jej zaprzeczają. To odpowiada wyrokowi na “letnich” w Obj. Jana, których Jezus “wypluje”. Masz być zimny albo gorąc y. Filozofia tego stanu nie jest zanadto skomplikowana: Człowiek, jako taki, zawsze potrafi zrobić dwie przeciwne rzeczy – ukraść i nie ukraść, skłamać i nie skłamać, zabić i nie zabić etc. Nie przestaje być człowiekiem w żadnym z tych wypadków; oba skrajne czyny oddają w pełni jego naturę. Toteż “cały świat tkwi w złym” – nawet jeśli czyni dobrze, ponieważ jest światem ludzi, którzy potrafią postępować i żle, i dobrze. “Nowy człowiek” to ten, którego cała natura jest wyłącznie dobra. Jako taki nie podlega “skażeniu”. Taka jest kwintesencja prawdy ewangelicznej o doskonałym Człowieku – Jezusie. To, że Jezus po zmartwychwstaniu “przenika” przez ściany, słyszy wbrew prawu fizyki, pojawia się i znika etc., jest tak samo możliwe jak możliwa jest wyłącznie dobra natura człowieka – i tak samo niemożliwe, jak długo sądzimy, że prawda musi leżeć pośrodku, czyli że koegzystencja dobra i zła jest jedyną.
Droga Pani Jelonek – za bardzo Pani psychologizuje. Emocje mają taką samą wartość jak rozum. Czy miłość nie jest bardzie sprawą emocji, niż rozumu? Strzały amora nie dosięgłyby nikogo, gdyby tylko rozważać swoje reakcje obronne i agresje. Pani psychologia to coś w rodzaju buddyzmu – zabijania pragnień i emocji. Jakie mamy do tego prawo, skoro najważniejsza rzecz, własne poczęcie i wczesny rozwój, są dla nas rozumową tajemnicą?.. Dobrą religię poznaje się bardziej po stanie emocji, oddających głębię charakteru “opanowanego” przez najszlachetniejsze z naszych uczuć, a nie po kombinowaniu, by wyjść jak najlepiej w oczach innych. Żadne nauczanie, które nie odwołuje się do tej warstwy własnego “ja”, w której uczucie to ma wyłączne miejsce, nie odniesie skutku. Człowiek czuje, czy coś mówi się z miłości, czy z poprawności – a ponieważ najbardziej z wszystkiego jej pragnie, nie będzie skrywał , gdy jej nie czuje nawet przy zgrabnej elokwencji. Nauczanie Jezusa – i tak bardzo skąpe w porównaniu z innymi wielkimi nauczycielami – to tylko wstęp do czynu podyktowanego przez “głupią” miłość. Największy Nauczyciel milczy zamiast się bronić!… Wcześniej wręcz sam wydaje się oprawcom! Przecież mógł dogadać się z kapłanami, a nie ich obrażać, a jeśli nie dogadać – to gdzieś się ukryć, jak każdy rozsądny człowiek rozważający swoje niezadowolenia i lęki. To chyba nie żadna zarozumiałość, jeśli się stwierdza, że mamy do wyboru wiele innych dróg niż naśladowanie Jezusa – i bardziej uczciwe powiedzieć, ze na tej drodze nie da się rady, niż ją modyfikować pod swoją “polityczną poprawność”.
Myślę, że emocje i brak wiedzy są głównymi powodami, dla których my jako ludzie piszemy komentarze, które nie odnoszą się do treści, a idą linią oceniania rozmówcy czy ewentualnego autora. Często ludzie nie posiadający wiedzy odzywają się najwięcej i najgłośniej, nie jest to regułą, ale w tej grupie takich ludzi jest najwięcej. Wodzeni są własną pychą, mają na temat siebie i swojej wiedzy wygórowane mniemanie. Inni są do głębi oburzeni tekstami autorów i komentują na gorąco. Jest coś w dzisiejszym demokratycznym świecie co spowodowało, że najgorsze ludzkie instynkty nie mają społecznego potępienia, tą rzeczą jest równość, która każdemu dała prawo się wypowiadać i uczestniczyć w życiu społecznym ludziom zupełnie do tego nieprzygotowanym i niezdolnym, nie znającym historii, teologii, filozofii czy jakiejkolwiek wiedzy z dziedziny, która wnosi cokolwiek merytorycznego w życie społeczne, dlatego ci ludzie potrafią jeździć po kimś z góry na dół i twierdzą, że dyskutują, a tak naprawdę uprawiają pyskówkę.
Chrześcijaństwo nie jest kulturowym monolitem – dotyczy to nie tylko różnic w sztuce Wschodu i Zachodu, ale i wzorców społecznych. Ludzie wierzący w Trójjedynego Boga prezentują różne rodzaje wrażliwości religijnej, co dostrzegł także katolicki ks. Piotr Pawlukiewicz. Być może blog Księdza Biskupa czytają „twardzi” katolicy, szukający konfrontacji. Ale i część wiernych naszego Kościoła obawia się liberalizmu, który zawiódł Skandynawię na manowce, stąd przyczyna emocjonalnych komentarzy.
Jestem ciekaw, kiedy my – polscy luteranie – zaczniemy odprawiać nabożeństwa w Wielką Sobotę, co zalecał ks. Marek Jerzy Uglorz. Wszak istnieje w Śpiewniku Ewangelickim introit na dzisiejszy dzień, który – jak na razie – jest u nas „pusty” w stosunku do innych Kościołów zrzeszonych w PRE. Życzę Księdzu błogosławionych i radosnych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego.
Faryzeizm polega także na tym, że jest się przekonanym o własnej nieomylności, zaś innych wraz z ich poglądami – odrzuca. Nie potrafimy zrozumieć, że racja może leżeć pośrodku, albo należeć do kogoś innego. Poza tym, szybciej polemizujemy niż myślimy. Jako wierzący często jesteśmy bardziej Jezusowi niż sam Jezus…
Proszę Księdza Biskupa, zjawisko pisania komentarzy obok niejako tematu – to chyba dosyć powszechna przypadłość w naszym społeczeństwie. W każdym razie, ja z tym zjawiskiem spotykam się bardzo często. Częściej obserwuję upust emocji, czasem w bardzo agresywnej formie, negatywnych, niżeli odnoszenie się merytorycznie do poruszanych tematów. Tak jakby w sporej rzeszy Polek i Polaków emocje panowały nad rozumem.
Nie wiem, czy to wynika z malej wiedzy i pobudzonych emocji, braku rzeczowych argumentów….
Obserwuję to zjawisko nie tylko w internecie, ale w dyskusjach w gronie nawet bliższej rodziny. Widzę też ogromny wpływ mass mediów na wyrażanie emocji, zwłaszcza tych negatywnych. Coraz częściej nie tylko w dyskusjach, nazwijmy to politycznych czy światopoglądowych, ale takich o zwyczajnych, codziennych sprawach.
Gdzieś ludziom puściły hamulce. Kiedyś, dawno temu na studiach, podczas zajęć z psychologii, uczono mnie, że wybuchy werbalnej (słownej) agresji to efekt nagromadzonych w ludziach złych emocji, nierozwiązanych problemów natury osobistej, objaw nie radzenia sobie z rzeczywistością. Moje doświadczenie – potwierdza te naukowe teorie.
Jeśli naokoło do człowieka dociera rzeczywistość, która go przeraża, zdumiewa, nie jest w stanie jej zrozumieć, a na dokładkę powszechne media serwują niespotykaną dawkę agresywnego chamstwa, pomówień, insynuacji, pogardy ludzką godnością – to nawet bierny, mimowolny odbiorca tego wszystkiego – nie jest w stanie obronić swojej psychiki takim natłokiem negatywnych zjawisk.
Poza tym mało kto nawet uświadamia sobie skąd te jego frustracje, niezadowolenie i lęki się biorą. reakcją obronna jest wtedy agresja – słowna, czynna, skierowana wobec innych albo wobec siebie.
Wiara pomaga funkcjonować w tak skonstruowanej rzeczywistości, która nas otacza? Mnie pomaga, innym – nie, jeszcze inni są “słabej wiary”, nie umocowali swego życia w ewangelicznym nauczaniu Jezusa, nie potrafią znaleźć rozwiązań w Biblii, choć powinni, bo nie znam lepszego …podręcznika ludzkiej psychologii.
Być może, proszę Księdza Biskupa , trzeba z ludzi na ten temat nieustannie rozmawiać, uczyć panować nad emocjami, mówić do nich prostym, zrozumiałym dla nich językiem i chyba przede wszystkim, dawać realnych przykład, samym sobą, ze można inaczej.
Serdecznie pozdrawiam, łącząc wyrazy szacunku.
Z Bogiem
Zofia Bąbczyńska-Jelonek, Szczecin