Po napisaniu tekstu „Skradzione Święta” pewna bliska mi osoba zapytała: „To jak, w takim razie, chciałbyś świętować?” Przyznam, że nurtowało mnie to pytanie. Oczywiście, nie mam zamiaru rościć sobie prawa do wydawania jednoznacznych sądów o tym, jak święta powinny wyglądać. Każdy ma prawo do świętowania w taki sposób, jaki tylko zechce.
W ogóle świętowanie jest wpisane w kanon potrzeb człowieka. Nie trzeba być psychologiem społecznym, żeby taką potrzebę widzieć. Bo przecież świętowanie oznacza oderwanie się od zwykłych, codziennych zadań i od tego, z czym się na co dzień zmagamy. W czasie świętowania mamy możliwość oderwania się, choć przez chwilę, od codzienności i przenieść się w świat, w którym nie zajmujemy się przeszłością czy przyszłością ale jest tylko to co tu i teraz.
Świętowanie jest więc przestrzenią dla spontaniczności i radości. Ważnym jest też planowanie i przygotowanie samego świętowania. A w kontekście Świąt Bożego Narodzenia spraw, którymi trzeba się zająć jest bardzo wiele. Począwszy od wystroju, poprzez kulinaria i przygotowanie prezentów, na planowaniu odwiedzin i spotkań skończywszy.
To dlatego, że te wszystkie elementy są rozdmuchane do granic możliwości (tutaj kłania się komercja), dla wielu osób święta są tak ekscytujące, a dla innych nie do zaakceptowania, żeby nie powiedzieć nie do zniesienia.
W taki sposób świętowania wpisuje się też Kościół. Koncentrujemy się na jasełkach, kolędach opowiadających o pastuszkach, żłóbku, owieczkach, osiołkach, a duchowni opowiadają słodką historię poszukiwania miejsca w Betlejem, z przytulną stajenkę w tle.
I to jest chyba to, co mi najbardziej przeszkadza. Wydaje mi się, że w tej cukierkowej otoczce tracimy to co najważniejsze: zdumiewające przesłanie o Bożej Miłości, która otacza każde istnienie ludzkie.
W radosnej Ewangelii o Jezusie Mesjaszu, Zbawicielu świata, nie jest istotne to, że urodził się jako zwykły człowiek, ale to, że przyszedł aby dać ludziom nadzieję, aby dać ratunek, aby dać niebo.
Moja ewangelicka dusza chciałaby słyszeć zwiastowanie o zbawieniu za darmo, z Bożej Łaski. Chciałbym usłyszeć o nieogarniętej, niepojętej miłości Boga, która ma moc przemieniać człowieka, która pozwala nam kochać ludzi, która posyła nas do innych po to, by naśladując Mistrza nieść nadzieję, wiarę i miłość. Ot tak, „po prostu bez wielkich słów”.
Gdy myślałem nad zadanym pytaniem „To jak, w takim razie, chciałbyś świętować?” doszedłem do wniosku, że przecież nikt nie zabrania mi świętowania w taki sposób, jaki tylko chcę. Nie muszę poddawać się presji otoczenia. Usiadłem więc wieczorem i przeczytałem Ewangelią Mateusza, by przypomnieć sobie obraz Jezusa.
Wydarzyło się jeszcze coś. Ktoś przesłał mi link do filmu, który oddaje dokładnie to o czym myślałem i za czym tęsknię.
Oto link do niego: FILM
W taki sposób ze „Skradzionych świąt” chcę przejść do „Świąt Odzyskanych”
A wszystkim, którzy czytają ten tekst życzę:
Doświadczajcie Bożej Miłości nie tylko w święta, ale także każdego innego dnia.
dodaj komentarz