Nabożeństwo a muzyka

Jednym z centralnych uroczystości Ewangelickich Dni Kościoła było sobotnie nabożeństwo, które transmitowała TVP2.

Ciekawym jest to, że wzbudziło ono wiele emocji. Jeszcze kilka dni po zakończeniu EDK ludzie o nim dyskutują.  Ogólnie przeważa opinia, że było bardzo poruszające i zawierało wiele elementów, które dały możliwość głębokich przeżyć duchowych.

Jednak największe emocje wzbudziła oprawa muzyczna nabożeństwa, przygotowana przez profesjonalną orkiestrę. Dwa elementy muzyczne bardzo poruszyły, jednych uczestników w pozytywny, drugich w negatywny sposób. Pierwszym była muzyka podczas dystrybucji Komunii Świętej, drugim pieśń końcowa, którą wykonało dwóch raperów.  Podział nie przebiegał jednoznacznie.  Czasami ktoś zachwycał się muzyką w trakcie Komunii, ale nie akceptował rapu, innym przeszkadzała nowoczesna muzyka, ale śpiew raperów oceniali wysoko. Oczywiście są tacy, którym zarówno jedno i drugie nie odpowiadało i tacy, którzy byli zachwyceni wszystkimi elementami.

Oczywistością jest, że zawsze ludzie będą mieli różne gusta i poglądy. Byłoby głęboką naiwnością oczekiwać, że zawsze wszyscy będą mieli dokładnie takie same zdanie.

Różnorodność poglądów, poczucia piękna, upodobań sprawia, że życie jest kolorowe i urozmaicone. Zwykle, gdy wszyscy są jednakowo ubrani i mają takie same poglądy, oznacza to funkcjonowanie w jakimś totalitaryzmie.

Chciałbym na przykładzie dyskusji o muzyce podczas nabożeństwa z Bielska-Białej, poruszyć temat śpiewu i muzyki w naszych nabożeństwach.

Przypomina mi się fragment psalmu: “Boże zaśpiewam ci nową pieśń…” po czym śpiewamy pieśń z XVII wieku. Bardzo mocno bronimy się przed współczesnymi melodiami. Często uważamy, że nowe gatunki muzyczne takie jak rap,  disco, folk i inne nie mogą znaleźć swojego miejsca w nabożeństwie ewangelickim. Mamy nawet problem z muzyką gospel.

Ciekawym jest to, że reformatorzy pisząc pieśni sięgali po współczesne  im melodie, często zasłyszane w gospodach. Nie chcę powiedzieć, że jestem zdecydowanym przeciwnikiem chorałów, hymnów, oratoriów itd. Chcę tylko zwrócić uwagę, że nasze nabożeństwa nie mogą stać się skansenami.

Mamy głosić Ewangelię we współczesnej formie, która jest znana odbiorcy. Dlatego ostra, radosna muzyka oraz końcowy rap mnie się podobały. Szanuję jednak zdanie tych, którym te formy przeszkadzały.

Podczas jednej z dyskusji usłyszałem, że jest zbór, który organizuje dwa nabożeństwa z różną formą i muzyką.
Może w naszych realiach byłoby do przyjęcia wprowadzanie urozmaicenia gdzie raz byłoby bardziej klasycznie a innym razem nowocześnie?

Może warto, kochając innych, zgodzić się na prawo do ich własnych upodobań?

Ciekaw jestem, jakie jest Wasze zdanie.

PS.
Nabożeństwo z EDK możecie obejrzeć pod tym adresem: www.youtube.com/watch?v=Hsu5ZgPfPIY

komentarze

  1. Kamil

    Jestem młodym człowiekiem, ktoremu na sercu leży dobro zboru i calego Kościoła. Bardzo lubię uczęszczać na nabożeństwa, nie tylko z tego powodu, że kojarzą mi się niedzielami jakie spędzałem w rodzinnym gronie, znajomymi, ktorych widywalem co tydzień, ale również z potrzeby higieny duchownej, przeżywania Bożego Słowa we wspólnocie jaką jest Kościół. Uważam, że wielką wartością Kościoła jest jego tradycja muzyczna, to jest to, co odróżnia sacrum i profanum, kościół od teatru, czy ulicy.
    Choraly, hymny i oratoria to również nasze dziedzictwo kulturowe, tożsamość o ktorej nigdy nie powinniśmy zapominać.
    Natomiast już od dłuższego czasu zauważam w kościele pewną obawę przed zmianami w liturgii. Do dużej części mlodego pokolenia wziosle hymny nie przemawiają, kojarzą się w pewnym sensie z formalizmem liturgicznym- w kosciele spiewa się XVII w. hymny, bo tak, bo tak trzeba, tak się przyjęło. Otwieramy śpiewniki, ale nie zastanawiamy się nad głębią przeslania, modlitwie, bo to juz trochę nie nasz jezyk i sposób postrzegania świata. Idąc za przykladem czechowowskich bohaterow odczowajacych potrzebę zmiany mówię: “Potrzeba nam nowych form!”. Wszak upamiętniając 500-lecie Reformacji nie raz powtarzalismy z dumą “Ecclesia semper reformanda”.
    Czasami z nutką zazdrości obserwuję siostry i braci ewangelikow z innych krajów ( i nie tylko- ostatnio mialem okazję zobaczyć nagranie z kościoła rzymskokatolickiego podczas nabożeństwa charyzmatycznego), gdzie zbór z radoscia i głębią przeslania i modlitwy, przy akompaniamencie gitary, pianina, skrzypiec oddaje się wspolnemu przeżywaniu i kontemplowaniu Słowa Bożego. Osobiście bardzo bym się cieszył, gdyby w mojej parafii odbywały się nabożeństwa (np. wieczorne) dla osób chcacych wyrażać wiarę w “nowoczesnej” pieśni. Żyjemy w różnorodności, wiec nie bójmy się na nią otworzyć, szczegolnie jeśli chodzi o śpiew i muzykę. Bo kto śpiewa, ten podwójnie się modli. A śpiewać przecież każdy może 🙂
    Pozdrawiam serdecznie!

  2. Andrzej34

    Wciąż zapominamy o naszej historii, nasz liturgia ma pewne dzieje za sobą i czy od tak powinniśmy ją zmieniać?
    Wydaje mi się, że najlepszym komentarzem jest gest ludzi, którzy uczestniczyli w nabożeństwie. Na żadnym naszym nabożeństwie ludzie po ostatniej pieśni nie klaszczą tam tak. Najwidoczniej dla nich to było przedstawienie jak w teatrze, a nie prawdziwe nabożeństwo.

  3. lidiaw

    Wydaje mi się, że wprowadzanie w kościele zmian pod kątem młodych ma się ni jak w odniesieniu do zwykłych niedzielnych nabożeństw. Kościół się starzeje, więc po co nam wcześniej urodzonym młodzieżowe pieśni? Jestem prostą kobietą, staram się co niedzielę chodzić do kościoła i marzeniem moim jest, aby to nadal był kościół EWANGELICKO-AUGSBURSKI w niezmienionej formie. Żyjemy w czasach, kiedy codzienność to pęd i życie w biegu, dlatego tak bardzo pragniemy raz w tygodniu nabożeństwo przeżywać w spokojnej i dobrze nam znanej formie.

  4. Tomasz Kmita-Skarsgård

    Dziwi mnie, że Najprzewielebniejszy Ksiądz Biskup napisał o podziale muzyki na dawną i współczesną, a nie napisał ani słowa o podziale muzyki, który w istocie powinien nas w tych okolicznościach interesować: musica sacra i musica profana. To jest kryterium, które stosujemy w kościele. To czy muzyka powstała rok temu, czy 500 lat temu, czy jeszcze dawniej, nie ma żadnego znaczenia. Ważne jakim językiem operuje i w jakim kontekście stoi.

    Niepokoi mnie również ten relatywizujący ton fragmentu „Może warto, kochając innych, zgodzić się na prawo do ich własnych upodobań?” Oznacza to w mojej ocenie stawianie owych „własnych upodobań” ponad samą liturgią, podczas gdy w istocie nie jest ona czyjąś prywatną własnością i nikt, nawet duchowny, nie może jej zawłaszczać. Po to Kościół zachodni przez wieki stwarzał kanony sacrum, które i dziś możemy rozwijać. Ale nie demolować i zastępować czymś obcym. Obcym dla przestrzeni sakralnej, czymś na wskroś świeckim i nie stworzonym z myślą o kościele.

    I jeszcze jedno: teologiem nie jestem, ale literalne czytanie Słowa Bożego chyba nikomu nie uchodzi… „Śpiewajcie Panu pieśń nową!”, „Boże zaśpiewam ci nową pieśń” – śpiewajcie Panu pieśń nowego serca, śpiewajcie Panu pieśń odnowionego ducha, ale czy naprawdę ktokolwiek sądzi, że natchnionemu autorowi chodziło o nowe kompozycje? No chyba nie!

  5. Grażyna

    Lubię bardzo wszystkie nowe, wesołe pieśni z naszego śpiewnika, chociaż czasem są wolniej grane. Jeśli chodzi o nabożeństwo w Bielsku-Białej, to akurat nowoczesna muzyka przy komunii jakoś mi zgrzytala, ale w pieśni końcowej super.

  6. Organista katolicki

    Absolutnie nie odbieram chorałów jako “skansenu”, cudowne jest to, że muzyka która istniała 500lat temu, jest wciąż żywą muzyką liturgiczną… Kościół Katolicki niestety po Soborze Watykańskim II odciął się od muzycznej spuścizny z przed wieków. Dzisiaj nie da się w liturgii katolickiej wykorzystać przepięknych mszy komponowanych na przestrzeni wieków… do kościołów weszła “chała” muzyczna, z którą niektóre środowiska próbują walczyć, ale prościej jest “poszarpać” na gitarze trzy akordy, niż na organach zharmonizowac pieśń. Martwię się, żeby Kościół Luterański nie popełnił w tej kwestii błędu Kościoła Katolickiego.

  7. stanlej

    Było dobre przeżywane spotkanie z Bogiem.Dobra muzyka,ztempem,było kazanie z aktualnym przekazem problemem naszych czasów czyli uchodców.

  8. Locki90

    Muzyka w czasie dystrybucji Komunii była całkowicie niedopuszczalna, tak duchowe, wręcz patetyczne wydarzenie zasługuje na godną oprawę…;( Typowy clubing…aż chciało się wyjść.

  9. Michał Podkówka

    Księże Biskupie!
    Osobiście ubolewam nad ostatnią pieśnią “Brońże Panie nas na wieki”, gdyż sam pomysł z raperami był interesujący, ale jako pieśń wspólna, nie powinna mieć w części nie rapowanej zmienionej melodii. Oczywiście kościół to nie skansen, ale musimy pamiętać, że nasze zgromadzenia mają odbywać się w porządku, bo jak napisano “A wszystko niech się odbywa godnie i w porządku.” (I Kor. 14,40). Muzyka stara ma przede wszystkim piękny i głęboki sens, jest przepełniona treściami z Pisma Świętego, zachowuje powagę i godność, jest napisana w dobrym stylu to są jej przemożne zalety, poza tym organy nadają powagę nabożeństwu. Bardzo dobrze jest jak współczesne melodie są wykorzystywane w kościele, ale nie powinniśmy rąbać organów i palić starych kancjonałów, bo są stare, to, że cieszą się one ogromną popularnością świadczy, że mają siłę ostać się nawet w obecnych czasach, gdzie ład, porządek czy harmonia w sferze publicznej nie funkcjonują, uważam, że właśnie dlatego, że kościół posiadając określony rytm tj. kalendarz liturgiczny, określoną liturgię, pewne stałe i niezmienne zwyczaje czy tradycje jest atrakcyjny dla ludzi, którzy nie chcą żyć w nieładzie, siedem dni w tygodniu przeżywać tak samo na pracy i bezmyślnym konsumowaniu dóbr, żyjąc z dnia na dzień. Ludzie nawet niewierzący, a mający potrzebę porządku, pewnego stałego miejsca, punktu w swojej rzeczywistości są w stanie docenić tradycyjny, staromodny, ale konieczny na tym świecie porządek kościelny. Świat szaleje, burzy się, zmienia trwając w grzechu, a Kościół ma być wśród tych burz stać w pokoju Bożym i żyć w porządku Bożym. Ubolewam jeszcze nad faktem, że komunia była na stojąco, według mnie godniej i bardziej wspólnotowo jest gdy wszyscy klęczą wokoło ołtarza i wracają na miejsca po błogosławieństwie, rozumiem względy logistyczne, ale czasem to co w różnych kościołach protestanckich uważa się za pustą formę i “katolicyzowanie” jest naprawdę cenne, bo milej i donioślej się spożywa obiad na pięknym stole, z ładną zastawą i bukietem kwiatów niż na stole bez obrusa, na gazecie i na plastikowym talerzyku, forma powinna być wyrazem wewnętrznych uczuć i doznać na zewnątrz, a przeżywanie Boga nigdy nie jest tandetne i plastikowe.

dodaj komentarz